sobota, 29 czerwca 2013

Po co komu rodzina?

Uruchomiając dziś komputer, chciałem napisać o niskiej samoocenie. Wydaje się, że w Polsce jest to bardzo poważny problem dzieci i młodzieży. Zacząłem się zastanawiać, przejrzałem kilka artykułów o samoocenie, a także kilka amerykańskich stron… i nagle olśnienie.

Trafiłem na kilkadziesiąt komentarzy młodych ludzi, którzy mają problem z bardzo niskim mniemaniem o sobie. Każda wypowiedź miała kilka zdań i, co mnie zaskoczyło, praktycznie każda nawiązywała do rodziców i dysfunkcyjnej rodziny!

Wszyscy pisali dokładnie to samo, że ich niska samoocena jest spowodowana brakiem akceptacji, odsunięciem lub wręcz agresją rodziców (ewentualnie rówieśników) i nasila się, dążąc do depresji, poczucia beznadziejności i bycia aspołecznym. Nie było ani jednego komentarza w stylu: „Mam kochających rodziców, ciepło domowego ogniska, moi rodzice mnie wspierają we wszystkim, co robię… a ja mam mimo to bardzo niską samoocenę”.

Zaraz, zaraz, ale który rodzic nie chce dobrze dla swojego dziecka? Każdy (prawie każdy) przecież chce, żeby wyrosło na dojrzałą, spełnioną i szczęśliwą osobę, ale tutaj dochodzimy do paradoksu i hipokryzji.

Co innego można mówić, a co innego robić. W istocie sam mam rodzinę i mogę szczerze stwierdzić, że bycie rodzicem – małżonkiem to wieczna służba. Życie rodziców zostaje całkowicie podporządkowane dzieciom – praca, wakacje, wydatki, mieszkanie itp. Stosunkowo łatwo jest zdobyć się na wyrzeczenia finansowe względem dzieci, bo przychodzi to naturalnie. Ale wyrzeczenie się swoich słabości dla dobra dzieci lub walka z własnymi pokusami (zdrada…) dla dobra dzieci to już zupełnie inna historia.

Mąż może nie kupić sobie nowych jeansów, aby kupić plecak dziecku, ale czy odmówi kumplowi, który wieczorem zaprasza go na wódkę? Czy matka będzie w stanie powstrzymać frustrację spowodowaną pracą zawodową, pracą w domu i nie zacznie wręcz wyżywać się na dziecku? Jest to tak nagminne, że praktycznie każdy wie, o czym piszę. Łatwo jest oddać pieniądze, ale trudno jest oddać siebie.

Nawiązując do komentarzy tych młodych osób o bardzo niskiej samoocenie, dochodzimy do sedna problemu, a jest nim bagatelizowanie roli zdrowej rodziny w życiu dziecka i w ogóle w życiu społecznym.

Dzieci opisywały sytuacje, gdy samolubni rodzice rozwodzą się tylko po to, żeby realizować swoje cele, a później prześcigają się w wydawaniu pieniędzy na dzieci, aby zapewnić im bytowanie. Ale o czym my mówimy? Zapewnienie bytowania? Czy dzieci są szczeniakami, którym podsypiemy karmy, nalejemy wody, zostawimy na cały dzień, a później wieczorem o 22 poklepiemy po głowie na dobranoc?

Otóż nie! Tylko dzieci, które mają mocny fundament w postaci obojga rodziców, mogą w pełni rozwinąć skrzydła. Tzn. być pewne siebie nie tylko na pokaz, na zewnątrz, ale przede wszystkim w środku, a równocześnie ocena tegoż środka jest bardzo trudna.

Drodzy rodzice, nie bójmy się oddać siebie dla rodziny, pamiętając, że w każdej zdrowej rodzinie z jednej strony powinniśmy oddać siebie, kochając, wspierając i wychowując swoich potomków. Jednocześnie z drugiej strony powinna być zachowana hierarchia, że najważniejsza dla męża jest żona, a dla żony – mąż. Jeśli tak nie będzie, to jest to tylko kwestia czasu, kiedy w pewnym momencie raz na zawsze przykleicie swoim potomkom metkę: „Dzieci z rozbitych rodzin z niską samooceną”.

Przykre, ale prawdziwe, lecz po co komu taka rodzina?

czwartek, 27 czerwca 2013

Co motywuje do pracy?

Wielekroć słyszeliśmy, że pieniądze najlepiej motywują ludzi. Czy jest to prawda? Kiedy spojrzymy na prace fizyczne, to możemy dojść do wniosku, że tak. Przecież często najcięższe lub najtrudniejsze prace fizyczne są jednocześnie lepiej płatne niż prace lżejsze. Na przykład mycie szyb w wieżowcach na 30 piętrze (oczywiście od zewnątrz :)) będzie zdecydowanie lepiej płatne niż mycie okien w budynku mieszkalnym. Ciężka praca w fabryce będzie lepiej płatna niż praca stróża w tejże fabryce, który przy muzyce radyjka obserwuje ruch na ulicy.

Mechanizm działa prosto. Jeśli otrzymamy 10 zł za godzinę, to wybierzemy najłatwiejsze możliwe zajęcie, chyba że z pracą otrzymujemy znacznie więcej, np. satysfakcję z pomocy innym.

Ale co z pracą umysłową? No i tutaj zaczynają się schody.

Pieniądze są ważne, ale nie najważniejsze w kwestii motywacji do działania. Dzisiaj poznałem niespełna 30-letnią dziewczynę, która od dłuższego czasu pracuje jako wolontariuszka w stowarzyszeniu. Nie pobiera żadnych pieniędzy i gdyby tylko kasa motywowała, takich przypadków by nie było. Ona jednak wspaniale wypełnia swoją misję, która ma na celu… samorealizację w służeniu bliźnim.

Badania przeprowadzone na amerykańskim Uniwersytecie MIT udowodniły, że im mniej się spełniamy i im mniej jesteśmy doceniani w danej pracy, tym więcej pieniędzy oczekujemy w zamian. Tak więc pani Ania, którą poznałem dzisiaj, musi czuć niewiarygodną satysfakcję ze swojej pracy, jeśli decyduje się nie pobierać za to wynagrodzenia.

Wydaje mi się, że współcześni menadżerowie często zapominają o wszystkich innych rzeczach, które motywują ludzi. Często słyszę sfrustrowanych pracowników korporacji, którzy mówią: „Zarząd każe nam robić projekty, które później w większości lądują w koszu” albo „Zarząd nie zna realiów naszej branży, więc jak mogą rządzić firmą”.

Niestety często ci pracownicy mają rację, a jeśli praca nie jest doceniana, to ginie motywacja. Nikt nie lubi być bezużyteczny, nawet jeśli dostaje za to całkiem przyzwoite wynagrodzenie.

Inny research przeprowadzony przez dr Ariely z Harvardu również pokazuje, że statystycznie im trudniejszy projekt i im więcej trudu w niego włożymy, tym bardziej jesteśmy dumni, tym bardziej jesteśmy zmotywowani i tym bardziej kochamy swoją pracę.

Pomimo że powierzchownie czujesz, że jesteś leniwy, i to właśnie wymigiwanie się od pracy sprawia Ci przyjemność, podświadomie jest dokładnie odwrotnie. Im trudniejszy projekt, tym większa z niego satysfakcja. Tym więcej zarabiasz dla firmy, a jednocześnie będziesz doceniony przez pracodawcę i będziesz czuł się tym zdecydowanie lepiej! Przeciętność prowadzi do monotonii, monotonia prowadzi do smutku, smutek prowadzi do depresji.

A przecież Ty chcesz być szczęśliwy, a nie w depresji?


Czyż nie? ;-)

niedziela, 23 czerwca 2013

Śmierć początkiem życia


Napisałem kilka dni temuAle czy powinniśmy bać się śmierci? Przecież mówiono dawniej: „Jeśli ja jestem, to śmierci nie ma, a jak jest śmierć, to nie ma mnie”. Jak napisałem w pierwszym wpisie na tym blogu – życie zawsze nas zaskoczy.
Jeszcze kilka dni temu myślałem, że wręcz mijamy się ze śmiercią, jakby był to tylko moment przejścia.zeszłą sobotę pojechałem pożegnać z moim najdroższym dziadkiem  Józefem.
Był już w stanie agonalnym, nie mówił, ale miałem z nim jeszcze kontakt. Wspólnie trzymaliśmy się za ręce, a On trzy razy mnie pobłogosławił. Strasznie cierpiał, jego twarz nie przypominała już mojego Dziadka sprzed kilku dni. Na jego twarzy widziałem śmierć. Dlatego zamknąłem oczy, ścisnąłem Jego rękę, przytuliłem i słuchałem Jego oddechu.Odmówiłem powoli modlitwę, a przy odmawianiu „Zdrowaś Maryjo, mówiąc ostatnie trzy słowa, krew uderzyła mi do mózgu i wręcz sparaliżowała mój cały organizm. Wnet zrozumiałem, że to jest ten czas… Nie krótka chwila i koniec, ale wielodniowe męczarnie, w których w żaden sposób nie jesteśmy w stanie pomóc.
Powiedziałem mu: „Jesteś najlepszym dziadkiem na świecie, będziesz w Niebie. w Raju”. On spojrzał na barwne, białe obłoki wirujące po przepięknym błękitnym niebie, które było widać za oknem…pokiwał głową z niedowierzaniem… chociaż moją pierwszą interpretacją było zwątpienie.
Mój dziadek był dla mnie największym autorytetem moralnym i duchowym. Nauczył mnie miłości do Polski, gdyż całą młodość spędził na walce o wolność. Jestem dumny, że towarzyszył mi przez całe moje życie, a ja towarzyszyłem mu przy końcu jego ziemskiej drogi. Był odważny, surowy, ale jednocześnie bardzo dowcipny, ironiczny i oddany. Żył bardzo blisko Boga, ale teraz jest u Boga. Zmarł 20.06.2013 r. o godz. 9 rano. Spokój jego duszy. Odszedł piękny człowiek. 

czwartek, 20 czerwca 2013

Wytrwałość karmi marzenia

Dzisiaj zastanawiałem się nad tym, dlaczego ludzie nie dążą do realizacji celów. Dlaczego wspaniałe pomysły, które pojawiają się w ich głowach, są jedynie bujaniem w obłokach i giną na niebie niczym chmurki rozwiane przez wiatr?

Marzenia są dobre dla każdego, ale nie dla każdego mogą się urzeczywistnić. Dzisiaj powiedziałem pewnej osobie, że to wytrwałość w działaniu karmi marzenia! Bez pokarmu każde marzenie zniknie i zostawi nas w stanie zawieszenia, zostawi pustkę, która zostanie wypełniona smutkiem i żalem.

Zatem musimy pragnąć dążyć do rzeczy wielkich i urzeczywistnić coś, co wydaje nam się niemożliwe.

Najważniejsze w osiągnięciu upragnionego celu jest rozbicie tegoż celu na czynniki pierwsze i zastanowienie się nad tym, co mógłbym zrobić już teraz, już dziś, żeby zbliżyć się do moich marzeń.

Podążanie za głosem serca samo w sobie daje wielką satysfakcję, dlatego bądźmy odważni w fantazji, ale skuteczni w działaniu.

Sam mam swoje marzenia, które bardzo chcę spełnić. Nie mogę się doczekać, żeby wspiąć się na najwyższe góry tego świata. Chcę być na szczycie z wielką polską flagą powiewającą nad przepaścią. Ale czy dam radę tam dotrzeć? Tak, jeśli zacznę od chodzenia po pagórkach, mniejszych górach, i będę codziennie jeździć na rowerze i biegać. A także dbać o zdrowie fizyczne, bo w zdrowym ciele – radości wiele.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Uczciwość i obłuda

Pewna moja sąsiadka powiedziała mi kilka dni temu: „Proszę pana, musi pan uważać na ludzi, którzy ciągle mówią o uczciwości. Ci, którzy ciągle o tym mówią, są zazwyczaj najbardziej nieuczciwi”. Przytaknąłem ze zrozumieniem, ale dopiero później zacząłem analizować te słowa.

Wydaje mi się, że wiem, w jakim kontekście i w stosunku do jakiego rodzaju osób były wypowiedziane. Rzeczywiście przypomina mi się typ osoby, która wręcz chlubi się swoją sprawiedliwością i uczciwością, a w rzeczywistości robi zupełnie na odwrót. Ale zastanówmy się, czemu nieuczciwi ludzie mówią o sobie, że są wzorem uczciwości. Właśnie po to, żeby się zakamuflować, nałożyć maskę, pod którą kryje się zupełnie inna twarz. Mówienie o uczciwości rzeczywiście może uśpić naszą czujność. Ale przecież ta sama osoba mówiąca o swojej nieuczciwości byłaby uznawana za uczciwą i samokrytyczną jednostkę, znającą swoje wady i… będącą ich świadoma.

Teraz spójrzmy na ten problem od innej strony. Jeśli jest osoba, która swoim postępowaniem przede wszystkim ukazuje swoją uczciwość, to czy haniebne jest dla niej wspominać o tejże uczciwości? Myślę, że nie.

Ludzie mają tendencję do mówienia o rzeczach złych. Wczoraj poświęciłem chwilę na przefiltrowanie sieci w poszukiwaniu blogów podobnych do mojego. Poza kilkoma bardzo inspirującymi blogami chrześcijańskimi wszystkie inne tzw. blogi o życiu były naszpikowane bólem, cierpieniem i ogólnym poczuciem beznadziejności. Ludzie znajdują w tym swoje ukojenie. Jak mówił znany amerykański mówca Ziggy Ziglar, ludzie, którzy przychodzą do ciebie z jakimś problemem, bardzo rzadko szukają rozwiązania tego problemu. Zazwyczaj jest to rodzaj zwrócenia na siebie uwagi, na swoje kłopoty, cierpienia, smutki itp.

Ja wyznaję inną teorię: otóż w świecie zawsze zobaczymy to, co chcemy zobaczyć. Kilka dni temu wyszedłem na ulicę i szukałem cierpienia – znalazłem je wszędzie. Biedne dziecko żebrzące pod kościołem, bezdomny przeszukujący śmietnik w poszukiwaniu puszek, sfrustrowana matka krzycząca na swoje dzieci, pijany młody chłopak pod sklepem. Skoro szukałem zła, to zło znalazłem.

Ale na co dzień nie szukam zła, bo zło jest nie nie trzeba go szukać, wyszukuję dobra, wyszukuję piękna, wyszukuję braterstwa i miłości. Wiosna sprzyja miłości. Widziałem dzisiaj piękną parę nastolatków siedzących na ławeczce, wpatrzonych w siebie z taką pasją, że gwarantuję, iż nie zauważyliby słonia przechodzącego obok i tryskającego na nich wodą z trąby. Nie widzieli nic oprócz swoich oczów wpatrzonych w siebie.

Oderwałem od nich wzrok i przeniosłem go dwie ławki dalej. Siedziała na niej uśmiechnięta starsza kobieta. Z subtelnym, delikatnym uśmiechem przebierała w ręce listki z drzewa klonowego – takie, które dzieci przylepiają sobie do nosa! Na pewno właśnie o tym myślała. Pamiętała, jak będąc kilkuletnim dzieckiem, biegała z listkiem przyczepionym do nosa, wolna jak ptak.

Dłuższa chwila zawieszenia i słyszę śmiech dwóch przyjaciółek w wieku gimnazjalnym. One także były tylko dla siebie i komentowały coś, chichotając wniebogłosy.

Jeszcze raz: Widzimy to, co chcemy widzieć, na tym chcemy się koncentrować.

Wracając do mówienia o uczciwości: Czy podobne porównanie mógłbym zastosować do np. mądrości? Jak by brzmiało zdanie: „Ludzie mówiący o mądrości są głupcami” albo „Ludzie mówiący o miłości do innych tak naprawdę wszystkich nienawidzą”? Jak widać, chyba moja sąsiadka nie miała racji. Warto jest mówić o rzeczach dobrych, o uczciwości, przyjaźni i miłości. Nie mówiąc o tym, te słowa wręcz ulotnią się z naszego słownika, a to jest dopiero smutna perspektywa.
Oczywiście zdarzy się, że czasami możemy zostać oszukani, ale nie stanie się to, jeżeli spełniony zostanie jeden warunek – jeśli czyjąś uczciwość będziemy oceniać na podstawie czynów.

sobota, 15 czerwca 2013

Plaga pozytywnego myślenia

Przeczytałem dzisiaj artykuł ks. Aleksandra Posackiego, związanego z Radiem Maryja, pt. „Plaga pozytywnego myślenia”. Artykuł wykazuje diabelską moc pozytywnego myślenia i mimo że nie lubię krytykować innych, z miłą chęcią odpowiem na zarzuty podniesione przez ks. Posackiego.

Autor twierdzi, że pozytywne myślenie jest przeciwieństwem chrześcijaństwa, że jest źródłem zła i swoistą plagą współczesności. Autor sugeruje, że pozytywne myślenie jest myśleniem życzeniowym, przeciwieństwem prawdy, dlatego w kilku zdaniach chciałbym wypowiedzieć się na ten temat.

W całym artykule ks. Posackiego nie ma prawie w ogóle o Panu Jezusie. Jest za to mowa o diabelskim liberalnym podejściu do życia, o tym, że wiara w siebie stała się swoistą religią ludzi skojarzonych z tzw. New Age.

Prawda jest taka, że to właśnie Jezus nauczył mnie wiary w siebie, Jezus wymaga ode mnie mnożenia swoich talentów, miłości do bliskich i otwarcia na piękno świata stworzonego przez Stwórcę. To właśnie On motywuje mnie do pozytywnego myślenia, gdyż zamartwianie się prowadzi do deprecjacji cudu stworzenia i łask, którymi codziennie jesteśmy obdarzani.

Myślenie życzeniowe zamiast prawdy? Prawdą jest miłość, prawdą jest docenianie piękna życia i piękna świata. Prawdą jest pozytywne myślenie, które jest swoistym wypełnieniem nauki Pana, a nie jego zaprzeczeniem, jak sugeruje ten naszpikowany nienawiścią do inności artykuł.

Nie dajmy się wmanewrować w smutek i melancholię życia opartego na ascezie. Średniowiecze minęło, a my żyjemy w epoce New Age. W epoce jeszcze późniejszej niż oświecenie. W epoce, w której czystością umysłu możemy zrozumieć i pojąć zamysł Stwórcy.

Komentowany artykuł: http://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/plaga-pozytywnego-myslenia/

środa, 12 czerwca 2013

Pożyczki nie są złe

Pożyczki dzielą się na dwa rodzaje:

1. pożyczki, które zostaną spłacone przez pożyczkobiorcę;

2. pożyczki, które nigdy nie zostaną spłacone przez pożyczkobiorcę, ewentualnie spłacone w części

Można pomyśleć, że świat zwariował. Zwariowali politycy, biznesmeni, spekulanci. Jak to możliwe, że w kilka dekad cała Europa zapożyczyła się tak bardzo? Otóż długi państw są równie stare jak filozofia. Historia zatoczyła ironiczny krąg, gdyż w V w. p.n.e. jako pierwsze zaczęły się zadłużać względem instytucji i obywateli greckie państwa-miasta.

Czyż nie jest to wspaniałe, że to właśnie ten kraj, który rozpoczął błędną spiralę, może się okazać pierwszym krajem EU, który zbankrutuje? W momencie, kiedy piszę ten tekst, Grecja jest nadal członkiem Unii Europejskiej i członkiem strefy euro. Mimo tego, że oficjalnie nie zbankrutowała, to trzyma się przy życiu poprzez świeżą dostawę obcej krwi, której już nigdy nie będzie w stanie oddać.

Jeden krok starej Europy doprowadzi do upadku kraju, który jest źródłem starożytnej mądrości, ale zarazem doskonałym przykładem, jak złe długi pieniężne, które powinny napędzać gospodarkę, mogą kierować nas do unicestwienia.

Trzeba jednak coś wyjaśnić. Obligacje skarbowe emitowane przez rządy działają na prostej zasadzie, że państwo jest przedsiębiorstwem, które nie może zbankrutować. Bo dopóki nie wydarzy się opcja druga, czyli katastrofa, która zmiecie z powierzchni ziemi wszystkich jej mieszkańców, to pewna pozostaje opcja pierwsza, czyli że obywatele będą zawsze płacili podatki. Wyżej wymienione opcje są aluzją do słów Benjamina Franklina: „The only things certain in life are death and taxes”. A to już jest wystarczającym dowodem na to, że wszystkie wyemitowane obligacje zostaną w określonym czasie wykupione przez Skarb Państwa, tak więc spłacone.

Niestety co jest oczywiste w teorii, załamuje się w praktyce. Bo jeśli obywatel przestanie się martwić o państwo i przestanie płacić podatki, a jednocześnie politycy chcąc utrzymać pracę polityka, zrobią wszystko, żeby nie zdenerwować obywateli, ale załatać dziurę budżetową, to wtedy – kiedy system podatkowy sam jest dziurawy – jest tylko jedna możliwość latania tej dziury. A jest nią zapożyczanie się u kochanych obywateli! Niestety tej myśli nie mogę kontynuować, zważywszy na obszerność tematu.

Jednak wracając do myśli przewodniej – TAK! Wszystkie pożyczki, które są zaciągane, ale będą spłacone, są pożyczkami rozwijającymi gospodarkę. Nawet pożyczki gotówkowe, których nienawidzę ze względu na lichwiarskie praktyki firm je udzielających. Nawet takie pożyczki dobrze działają na przemysł. Rozważmy sytuację, w której pani Kowalska, albo lepiej: cały milion pań Kowalskich bierze 2000 zł pożyczki świątecznej. Za połowę tej sumy kupuje telewizor, całą resztę również wydaje w markecie. Dzięki temu firmy produkujące dany produkt mogą zwiększyć swoją sprzedaż, zatrudnić kolejnych pracowników, zainwestować w nową halę, którą wybudują firmy budowlane (praca, praca, praca!). Następnie zatrudnią do pracy syna pani Kowalskiej, czyli Michasia Kowalskiego, który od pół roku szukał pracy. Michaś pójdzie do pracy, a że nadal mieszka z mamusią, to przez jeden miesiąc spłaci cały kredyt gotówkowy, który mama wzięła, rozkładając na 5 lat.


Och, jakże piękna wizja, która ucieszyłaby wszystkich, czyli rozwijające się firmy, przedsiębiorców, firmy transportowe, no i oczywiście prostego obywatela, który chce żyć w państwie, w którym bezrobocie nie istnieje, a każdy może zapewnić godne życie swojej rodzinie.


Wyjaśniwszy działanie pożyczek, możemy teraz przejść do działania kryzysu. Pani Kowalska wzięła już 7 pożyczek gotówkowych i nie nadąża z ich spłatą. Firma windykacyjna nie może sciągnąć pieniędzy, gdyż pani Kowalska bierze zasiłek dla bezrobotnych i pracuje “na czarno”.
Nawet jeśli sytuacja zacznie się poprawiać, to pani Kowalska będzie widziała dwie opcje. Albo schowa pieniądze w skarpecie i za 10 lat z każdych 100 zł zostanie jej 40 zł… Albo przestając wydawać, włoży na konto oszczędnościowe, bo przecież nauczona doświadczeniem, już wie, że nie można brać pożyczek, bo pożyczki są złe.
Właśnie w tym momencie kilka milionów Polaków myśli podobnie i przestaje wydawać pieniądze. Dzieje się więc rzecz odwrotna. Sklepy sprzedają mniej towarów, firmy usługowe mniej usług. Firmy muszą ciąć koszty, zwalniać pracowników, przez co gospodarstwa domowe mają do wydania jeszcze mniej pieniędzy i przez to jeszcze bardziej zaciągają pasa, powodując jeszcze większy kryzys.


Sam nie wiem, czy wzrost gospodarczy, który utrzymał się w Polsce po 2008 r., nie jest powodem bardzo niskiej edukacji finansowej Polaków. Wolę uważać, że jest on dzieckiem pracowitości i zaradności naszego społeczeństwa. :-)

wtorek, 11 czerwca 2013

Czy warto wierzyć ludziom?

Będąc nastolatkiem, bardzo często zmieniałem swój światopogląd. Mój system wartości pozostawał bez zmian, ale był bardzo naginany poprzez kontakt z osobami pojawiającymi się na mojej drodze. Wystarczyło, aby ktoś zafascynował mnie swoją postawą, swoim zachowaniem i życiem, a byłem skłonny wręcz całkowicie nagiąć lub zmienić swoje poglądy, myśląc sobie: „Ten człowiek ma rację, jest na tyle mądry, że nie może się mylić”.

Z biegiem czasu zauważyłem, że nie ma jednej osoby, która zna wszystkie najlepsze odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Każdy człowiek jest inny, inaczej patrzy na świat i ma za sobą zupełnie inny bagaż doświadczeń. Na swojej drodze spotykał innych ludzi i sekwencja rozwoju jego życia jest jedyna w swoim rodzaju.

Dlatego jedyną osobą, która z roku na rok będzie znała coraz więcej odpowiedzi, jesteś Ty sam.

Musimy słuchać innych ludzi, szczególnie starszych. Mnie zawsze fascynował kontakt z osobami starszymi. Będąc nastolatkiem, uwielbiałem historie o wojnie, które opowiadał mi dziadek. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego człowiek tak bardzo krzywdził drugiego człowieka.

Jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo istotne jest życiowe doświadczenie. Teraz dobrze wiem, że mózg ludzki jest wyjątkowym miejscem, gdzie proces decyzyjny wypracowany latami działa dużo lepiej. Ludzie starsi inaczej podchodzą do życia. Są bardziej ostrożni i sceptycznie nastawieni do rzeczy nowych. Z drugiej strony dużo rzadziej popełniają błędy, bo człowiek uczy się na nich.

Mimo tego, że nadal łapię się na tym, iż czasem staram się powielać pogląd wypowiedziany przez jakiś autorytet, to próbuję tego unikać.

W kwestiach, które Cię interesują i są dla Ciebie ważne, najlepiej samemu dojść do własnego zdania, słuchając nie jednej, lecz wielu osób. Pozwala to poznać siebie samego.

Jeśli natomiast zupełnie nie znam tematu lub dziedziny nauki, lubię powoływać się na czyjś autorytet, mówiąc: „Nie znam się dobrze na astronomii, ale słuchając Hopkinsa, mam wrażenie, że facet ma rację!”Ja również nie przekażę Ci jednej recepty na Twoje życie i sukces duchowo-finansowy, ale mogę zagwarantować, że ze mną ta droga będzie dużo łatwiejsza.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Śmierć pięknych

Budzisz się rano, pada deszcz. Stukające krople wody przyciągane przez wielką Ziemię walą w dach. Szaro, buro, ponuro i sfrustrowani ludzie na ulicach. Przeszedłem się wokoło i wszędzie zauważyłem frustrację ludzi zdenerwowanych dniem. Nagle trzask! Wielki trzask! To silny jasny piorun na niebie rozbijający marazm sfrustrowanych deszczem.

Spojrzałem w górę i pomyślałem o śmierci, bo przecież pomimo że pioruny są piękne, mogą zabić Cię w każdej chwili.

Nieprzypadkowo porównałem piorun do śmierci, bo obie te rzeczy mają w sobie wielką tajemnicę, przychodzą niespodziewanie, a za chwilę już ich nie ma, dopóki znów nie uderzą. Ale czy powinniśmy bać się śmierci? Przecież mówiono dawniej: „Jeśli ja jestem, to śmierci nie ma, a jak jest śmierć, to nie ma mnie”.

Przeczytałem ostatnio cytat Steve’a Jobsa, multimilionera z Apple, który powiedział kiedyś, że tym, co dawało mu niesamowitą siłę do działania, do ciężkiej pracy, do przekraczania własnej strefy komfortu i wspinania się na wyżyny, była właśnie śmierć! I mówił to znacznie wcześniej, zanim zdiagnozowano u niego nowotwór. Chodzi o to, że wszystkie najgorsze rzeczy, jakie możemy wywołać przez swoje działanie, są niczym w obliczu śmierci. Strach niepowodzenia, wyśmiania, skompromitowania, porażki – to wszystko nic nie znaczy w odniesieniu do śmierci, która czyha, będąc naszym cieniem, i może uderzyć w każdej chwili.

Nawiązując do ostatniego wpisu Czas to iluzja, nie znaczy to, że nie mamy czasu, bo śmierć może przyjść w każdej chwili. Wręcz odwrotnie, mamy mnóstwo czasu, gdyż możemy działać, spełniać siebie i swoje marzenia, bo w strefie geniuszu prawdziwa śmierć nie przyjdzie nigdy. W pewnym momencie przyjdzie ta godzina, moment, w którym Pan Bóg zaprosi nas do siebie, i przejdziemy do lepszego świata, za którym powinniśmy tęsknić, ale nie powinniśmy się go bać.


Obiecuję sobie, że nie będę bał się wykorzystywać moich talentów, będę wytrwale dążył do rzeczy wielkich, bo to jest ten moment, ten czas, żeby dobrocią przekazaną innym rozpalić serca tych, którzy zostaną na ziemi, podczas kiedy nas już nie będzie.

piątek, 7 czerwca 2013

Czas to iluzja

„W odróżnienia od Króla, który nie był ubrany w nic, czas jest niczym ubranym w szaty. Można opisać jedynie te szaty” – Julian Barbour, Koniec czasu

W powyższym cytacie Barbour nawiązuje do znanej baśni H.Ch. Andersena, ale nie o baśni chciałbym dziś napisać, lecz o czasie!

Najczęstszym narzekaniem, które słyszę od ludzi, jest to, że „na nic nie mam czasu”. Niedawno temu napisałem tekst pt. Rynek – niewidzialny potwór rządzący światem. Dzisiaj chętnie nadałbym tekstowi tytuł Czas – niewidzialny potwór rządzący ludźmi, oczywiście ironicznie dobierając słowa, bo jak może rządzić nami coś, co jest efektem naszych poczynań – to nielogiczne.

Mam ochotę zadać wtedy pytanie: jeśli jesteś tak ubezwłasnowolniony przez czas, to czym dla ciebie jest czas? Poproszę definicję.
Czas naprawdę to tylko iluzja, to tylko narzędzie do opisywania relacji przyczynowo skutkowych. Pomimo że minęło prawie 300 lat od śmierci Izaaka Newtona, wszyscy żyją nadal w absolutnym pojęciu czasu, i to wydaje się, że jeszcze bardziej absolutnym i niepodważalnym niż kiedykolwiek wcześniej. Czas to czas! – tykający zegarek, absolutnie i bezwzględnie aż do śmierci. Nie zapominajmy jednak, że na początku XX wieku młody, 26-letni fizyk imieniem Albert udowodnił nam, że czas jest względny, tzn. płynie albo szybciej, albo wolniej w zależności od prędkości obserwatora, grawitacji itp.

Nie omieszkam tu przytoczyć słynnego paradoksu bliźniąt, nie wgłębiając się w układ inercjalny tychże bliźniąt, ale jedynie w kwestie upływu czasu. Załóżmy, że rozdzielilibyśmy braci bliźniaków, z których jeden zostałby na Ziemi, a drugi rakietą wyruszyłby w kosmos z prędkością 75% prędkości światła. Po 12 latach brat kosmonauta wróciłby na Ziemię. Okazałoby się, że bratu kosmonaucie przybyło tylko 8 lat, a nie 12, czyli byłby 4 lata młodszy od swojego brata bliźniaka. Powodem tego jest fakt, iż – w uproszczeniu – według teorii względności Einsteina czas płynie wolniej, im bliżej nam do prędkości światła. Co dzieje się potem, czy czas staje? Prawdopodobnie nie, ale na pewno wydarzyłoby się coś niesamowitego.

Dziś po śniadaniu, zamiast pójść do pracy, gdzie mój czas leci jak rozpędzony pociąg TGV (teżewe), ze względu na ostre przeziębienie zostałem w domu, który nagle pod nieobecność dzieci stał się dla mnie miejscem nieznanym. Cisza, spokój, ćwierkające ptaki za oknem. Wystarczyło zostać w domu, żeby w moim odczuciu czas drastycznie zwolnił. Przez każdą minutę przelatywały mi jakby setki myśli, dziesiątki spojrzeń, mrugnięć, które przez chwilę z ciekawości zacząłem liczyć. Liczyłem je całą wieczność, doliczyłem do 30 i zegar wskazywał tę samą minutę!

Po chwili przeleciała obok mnie mucha, wolno niczym wojskowy patrol lotniczy latała dookoła. Ależ ten czas się ciągnie, pomyślałem, gdybym nie miał przy sobie zegarka, zdecydowanie stwierdziłbym, że czas po prostu stanął w miejscu.

Te przykładowe kilka minut z czasu spędzonego w ciszy bez żadnych bodźców ukazują to, co Einstein stwierdził już w 1905 r. – czas jest względny, a nie absolutny! Jeśli tak jest, to znaczy, że dysponujemy nieograniczoną ilością czasu, dlatego że to my jesteśmy jego źródłem. To my tworzymy czas przez nasze interakcje ze światem i musimy w ten sposób o tym myśleć.

Co się wydarzy, jeśli zaczniemy żyć czasem względnym? Przestanie nam go brakować, bo dopóki żyjemy, dopóty jest on niewyczerpany. Będziemy świadomi, że czas może być jak wspomniany wcześniej pociąg. Może gnać jak francuskie TGV nawet 500 km/h, ale może zwolnić do 1 km na dobę, tak że ludzkim okiem nie zauważymy nawet, iż się rusza, ale to my go kontrolujemy!


Jeśli już wiesz, że to Ty razem ze światem tworzysz czas, może w końcu uwierzysz, że możesz zawładnąć tym potworem, bo sam codziennie dokonujesz wyborów, wszystkie Twoje decyzje są po prostu szatą. Szatą, której nie tworzy niewidzialny król, ale Ty, co chwilę, siłą swoich decyzji!

Następnym razem, jeśli ktoś powie Ci, że nie ma czasu, proszę, zacytuj mu Normana Peale’a, amerykańskiego speca od pozytywnego myślenia, który niegdyś powiedział: „Jedyną osobą, która nie ma czasu, jest ta 10 metrów pod ziemią”.

czwartek, 6 czerwca 2013

Czy wierzysz w reinkarnację?


Pytanie to zadał jeden z czytelników bloga, więc pozwolę sobie na nie pokrótce odpowiedzieć.
Dla osób, które nie wiedzą – reinkarnacja jest to tzw. wędrówka dusz. Doktryna ta mówi o tym, że dusze są nieśmiertelne, a my w kolejnym wcieleniu możemy stać się kotem, psem, słoniem, a nawet kwiatem.
Doktryna ta jest podstawą buddyzmu i hinduizmu, a dla chrześcijan?
Jak się okazuje, ewangelie apokryficzne (nieuznawane przez Kościół) wskazywały na to, że na początku chrześcijaństwa ludzie wierzyli w reinkarnację. Jednak po Soborze w Konstantynopolu w 553 r. Kościół stanowczo ją odrzucił.
Przez współczesnych chrześcijan reinkarnacja jest często mylona z tzw. preegzystencją dusz, która mówi o tym, że dusza ludzka pochodzi od Boga i istnieje przed poczęciem. Ale dochodzi tutaj do pewnego rodzaju absurdu, że Bóg już dużo wcześniej musiałby stworzyć jakąś liczbę dusz, które miały zostać rozgospodarowane pomiędzy ludzi, a to jest dość wątpliwe.
Dlatego mimo że nie wierzę w koncept reinkarnacji, jest to bardzo fascynujący koncept. Przypomina mi on o tym, że na świecie szacunek należy się nie tylko ludziom posiadającym dusze, ale także zwierzętom, roślinom i wszystkiemu, w co Bóg tchnął życie!

wtorek, 4 czerwca 2013

Piękny człowiek


Dzisiejszy dzień okazał się zderzeniem z rzeczywistością, ale nie o tym będzie ten wpis. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się dzisiaj, czy po prostu nie wylać całej goryczy i nie zacząć narzekać.Ale w jakim celu? Przecież to pójście na łatwiznę, dlatego dziś napiszę o… pięknie.
Siedzę właśnie w kafejce w centrum Sztokholmu,wśród urzekających starych kamienic,niezniszczonych żadną wojną, i pięknych wszechobecnych fontann. Ale nie interesują mnie cegły, tylko ludzie.
Już dawno nie widziałem tylu kanonów piękna wśród tak różnych ludzi. Przypomina mi to Nowy Jork lub Londyn, ale inaczej, bo zamiast zachodniego kiczu pachnie to północną oryginalnością.
Gdy pisałem o skandynawskiej oryginalności,przeszedł koło mnie czarnoskóry, bardzo wysoki mężczyzna w wielkich przeciwsłonecznych okularach, w brązowej sutannie, jakby żywcem wyjęty z polskiego zakonu. O tym właśnie chciałbym napisać.
Przez wiele stuleci kanony piękna były dopasowane do epoki. Dla przykładu – kobiety w bardzo dawnych czasach kojarzyły się głównie z reprodukcją i macierzyństwem, dlatego piękne były kształty i ubiór podkreślający cechy z tym związane. W starożytnym Egipcie furorę robiły smukłe sylwetki, a także całkowicie wygolone kobiece ciała. Również głowy.Ascetyzm średniowiecza natomiast promował chude kobiety, które przez swoją aseksualność wtapiały się w trendy tej epoki (myśli te zapożyczyłem z pewnego bloga, którego niestety nie mogę już namierzyć).
A czym jest piękno dzisiaj? Dziś mamy tyle kanonów piękna, ilu ludzi na tej planecie. Nie ma jednego niepodważalnego wzorca, który by królował. Nawet największe gwiazdy i celebryci są przez jednych uwielbiani, a przez innych – odrzucani.
W dzisiejszej rzeczywiści piękna jest różnorodność.
Właśnie dzisiaj natknąłem się na przepiękną paręmłodych ludzi, którzy tak zachwycili mnie swoją odmiennością, że aż stanąłem z podziwem naprzeciw nich, a oni spokojnym spojrzeniem patrzyli na mnie jakby w zawieszeniu.
Oboje mieli bardzo ładne smukłe twarze, długie brunatne dredy, kolczyki i ubrania, które poprzez ściśnięte ręce zlewały się w uniwersalną jedność.Wow. Byli definitywnie piękni. Nie dla mnie i dla świata, ale na pewno dla siebie.