środa, 10 lipca 2013

Jaki jest mój los?

Pewien człowiek powiedział mi, że Polacy opierają swoje relacje na dzieleniu się swoimi nieszczęściami. Jeśli ktoś jest nam naprawdę bliski, to będzie to doskonała osoba do zwierzenia się, wylania swoich frustracji, zmartwień, w zamian otrzymujemy serię sprawozdań z cierpień drugiej osoby i oboje upajamy się w swoim nieszczęściu.

Jest to na pewno podejście kulturowe, które wykształcało się przez wiele wieków. Chciałbym zauważyć w nim same minusy, ale niekoniecznie, gdyż współczucie jest potrzebnym i bardzo ludzkim uczuciem.

Niestety nie jesteśmy w stanie tego wyważyć. To znaczy z jednej strony narzekamy na życie, z drugiej strony narzekamy na los i nie przypisujemy sobie sprawczości. Czy możemy poddać się losowi? Czy wszystko naprawdę jest zapisane w kartach, a my jesteśmy tylko aktorami odgrywającymi przydzielone nam role na podstawie jednego niepodważalnego scenariusza?

Często jest tak, że osoby głęboko wierzące praktycznie wszystko, co się dzieje w ich życiu, przypisują Bogu. Wszystkie szczęścia i nieszczęścia. Ja szczerze wierzę w ingerencję Ducha Świętego na ziemi, co jednoznaczne jest z boską ingerencją, ale zastanawia mnie, czy Bóg, który dał nam wolność wyboru, wolną wolę do wybierania dobra i zła, chciałby nas ubezwłasnowolnić przez przypisanie jednego planu działania na całe nasze życie. Szczerze w to wątpię.

Ale co się dzieje z ludźmi, którzy całą sprawczość przypisują losowi? Albo się uda, albo się nie uda – nie mam na to wpływu. Ludzie ci przestają kontrolować swoje własne życie, nie przywiązują wagi do wielkiej, niesamowitej mocy naszych decyzji, naszych wizji i wyborów. Zamiast tego narzekają na los, na wpływ innych: polityków, burmistrzów, księży, rodziców, dziadków, a nawet na czary wróżki z Polsatu.

Miałem epizody w moim życiu, w których wierzyłem w to, że tak naprawdę nie mamy wyboru. Ale chwileczkę. Jeśli idę ulicą, a ktoś mi zechce włożyć nóż w brzuch, to choć nie ma do tego prawa, to może to w każdej chwili to zrobić. Na świecie żyje obecnie trochę ponad 7 miliardów ludzi i przecież w każdej chwili każdy może zrobić, co tylko zechce!

Wystarczy włączyć programy informacyjne i dokładnie widać, że wiele osób robi po prostu to, na co ma ochotę. Zabije sąsiada, zgwałci dziecko, podłoży bombę w metrze. Jeśli wszystko jest zapisane w kartach, to pytam się: kto, do cholery, napisał taki scenariusz?

Po wielu latach namysłu stwierdzam, że to, co się dzieje na ziemi, jest wypadkową kilku sił: siły natury, siły ludzkich decyzji oraz siły działania dobrych duchów i duchów złych przede wszystkim. Dlatego z jednej strony to, co robimy, jest wielce zależnie od podejmowanych przez nas decyzji, ale są ponadnaturalne aspekty, które czasem zmieniają bieg wydarzeń.

W moim życiu wszystko to, co robię, opieram przede wszystkim na mocy, którą otrzymuję od Boga. Wierzę, że ma On wielki wpływ na to, co się ze mną dzieje. Ale jest to trochę jak z dzieckiem uczącym się jeździć na rowerze. Dziecko może jechać samo, może wjechać na kamień, wjechać w dziurę lub do jeziora. Ale jest z tyłu drążek, które możemy oddać Panu Bogu albo możemy oddać diabłu. Jestem panem własnego losu, ale kiedy mój rower się przewraca i kaleczę swoje ciało, dobry Bóg wyciąga rękę, by mnie podnieść. Tak było zawsze.

2 komentarze:

  1. Polacy jak trzeba to zwalaja na los, a jak trzeba to na innych. Nigdy sami nie jestesmy winni :-),

    OdpowiedzUsuń
  2. Każdy jest kowalem swego losu...

    OdpowiedzUsuń