piątek, 31 maja 2013

Czy warto marzyć?


Przeczytałem dzisiaj artykuł na Buffer blog dotyczący tego, w jaki sposób mózg, mimo że jest wspaniałym narzędziem, potrafi nas stopować w naszym rozwoju i osiąganiu pięknych i wielkich celów. Przecież na co dzień bardziej koncentrujemy się na tym, że nasz umysł może wszystko i że jest naszym największym zasobem.

Wydawało mi się, że wielkie marzenia nie mają negatywnego wpływu na osiągane przez nas cele, przecież odwaga w pozytywnych myślach o przyszłości jest podstawą do osiągnięcia czegokolwiek. Okazuje się, że przeprowadzone ostatnio badania dowodzą, że oddawanie się fantazjom i marzeniom może nas oddalać od upragnionego celu. Autor twierdzi, że koncentrowanie się na efekcie powoduje, że tu i teraz możemy już wizualizować sobie emocje i dreszcze towarzyszące osiągnięciu wielkich celów, ale może nas to demotywować do rozpoczęcia działania. Cel może się wydawać tak wspaniały, ale jednocześnie tak odległy i tak nierealny jak Gwiezdne Wojny. Coś, o czym możemy marzyć wiecznie, ale nigdy nie może się ziścić.

A przecież jest dokładnie odwrotnie. Naprawdę jest bardzo mało celów, których nie możemy osiągnąć, a blokuje nas przede wszystkim nasz mózg, naciski społeczne i brak pewności siebie.
Dobrze jest wiedzieć, dokąd zmierzamy, i czuć ekscytację towarzyszącą osiągnięciu celu, ale bardziej musimy się skupić na drodze, która pozwoli nam to osiągnąć, bo w przeciwnym wypadku możemy zniechęcić się tzw. zderzeniem z rzeczywistością. Musimy zrozumieć, że na wszystko potrzeba czasu, że wygrywają ci najwytrwalsi, a nie ci z największymi marzeniami.
Wymyślamy sobie marzenia, które nie są realne, np. bycie popularnym piosenkarzem, oraz marzenia, które są realne, np. wielki piękny dom z ogrodem, spełniająca i fascynująca praca, podróże po świecie itp. Wrzucając te marzenia do jednego worka i żyjąc stale w przeciętności, idziemy drogą donikąd.
Czasem sam się dziwię, jak zwariowane pomysły przechodziły mi przez głowę. Jednocześnie cieszę się, że potrafię na chłodno ocenić, co jest de facto realne, a co jest po prostu dziecięcym marzeniem. Ale jakże nudne jest oddawanie się jedynie temu, co mogę zrobić teraz, a nie temu, co może się spełnić.

Jednak jeśli mamy w głowie fantazję, która ma namiastki tego, co mogłoby się spełnić, nie oszukujmy się, że możemy mieć to już dzisiaj, od zaraz. Zastanówmy się, co moglibyśmy zrobić już dzisiaj, żeby po prostu zacząć, żeby zbliżyć się do naszego wymarzonego celu. Pod koniec każdego dnia możemy zapytać się sami siebie: czy zrobiliśmy jakikolwiek krok, żeby zbliżyć się do swoich marzeń? Czy też daliśmy unieść się wirowi wydarzeń, daliśmy ponieść się życiu, tracąc kontrolę i motywację do działania?
Wczoraj pewna moja przyjaciółka zapytała mnie, dlaczego zacząłem pisać blog Strefa Geniuszu. W jakim celu? Odpowiedziałem jej, że tak wiele myśli siedzi codziennie w mojej głowie, iż chciałbym się tym dzielić z innymi, a przede wszystkim – żeby moje dzieci, gdy dorosną, wiedziały, o czym myślałem na każdym etapie mojego życia. Bez tego nie czułbym się spełniony.
Jednak zapomniałem powiedzieć jej o tej najważniejszej przyczynie. Jest to po prostu realizowanie mojego marzenia, które od zawsze było we mnie i jest moim najważniejszym powołaniem, a jest nim po prostu inspirowanie ludzi.

Kocham inspirować innych, a inspirować to znaczy dopingować do działania!

wtorek, 28 maja 2013

Pieniądze dają szczęście


Zważywszy na to, że z zawodu jestem biznesmenem i zazwyczaj pod koniec dnia jestem zmęczony tematem pieniędzy, mało piszę o nich na swoim blogu. Faktem jest, że jak większości z nas głównym moim zadaniem każdego dnia jest po prostu praca i zarabianie na rodzinę. Nie lubię ludzi stawiających pieniądze na piedestale wartości życiowych, jednocześnie trzeba pamiętać, że osoba, która całkowicie deprecjonuje znaczenie pieniędzy, jest osobą obłudną. Ludzie nie są w stanie przetrwać dłużej niż dzień lub parę dni bez wszelakich dóbr materialnych, dachu nad głową, pożywienia. Mówiąc, że pieniądze nie są dla nas ważne, mówimy, że nie potrzebujemy do życia nic oprócz powietrza, co ewidentnie mija się z prawdą.

„Pieniądze szczęścia nie dają”, ale każdy chciałby przekonać się o tym na własnej skórze. Takie stwierdzenie pcha do przodu, ku mnożeniu dóbr materialnych, nawet osoby, których życiowym priorytetem nie jest bycie najbogatszym człowiekiem na świecie. Oczywiście jest grupa ludzi, którzy marzą o zarobieniu i zaoszczędzeniu jak największej ilości pieniędzy. Dlaczego? Bo pieniądze dają Ci wszystko to, co sobie zapragniesz i o czym marzyłeś, wszystkie dobra materialne, które istnieją na świecie. Spełnią wszystkie Twoje zachcianki i sprawią, że wszyscy będą zazdrościli Ci tego, co posiadasz! A przepraszam, Ciebie to nie dotyczy? Nie zazdrościsz? Zazdrość jest w każdym, w Tobie również.
Tak, właśnie dlatego pieniądze wymyślone przez ludzi zawładnęły swoim stwórcą. Półtora tysiąca lat przed Chrystusem Fenicjanie zamienili barter na metalowy pieniądz, który po dziś dzień cieszy nas swoją obecnością. Ale kto i dlaczego zarabia więcej niż wszyscy? Jest pewna rzecz, która w Polsce określana jest „układem”, wszędzie indziej natomiast nazywa się to networking! Czym jest networking? Ludzie pomagają innym. W ten sposób utwierdzają się w przekonaniu, że są kimś lepszym, bo już od dziecka rodzice wpajają nam, że trzeba pomagać sobie nawzajem. Mimo tego, że czasem pomagamy osobom, których nawet nie znamy, to jednak głównie są to ludzie, których znamy i lubimy.

Znam ludzi mówiących: „nic nikomu nie zawdzięczam”, „wszystkiego dorobiłem się poprzez własną ciężką pracę”, „możesz liczyć tylko na siebie”. Ludzie ci w ten sposób usprawiedliwiają siebie i przyduszają wyrzuty sumienia. Nie chcą pomagać innym i sami nie pomagają innym, nie mając w tym żadnego interesu. Jednak znacząca większość ludzi ma w sobie cechę, która pozwala im zrobić coś dla dobra sprawy, dla polepszenia czyichś możliwości lub perspektyw. Robią to dla idei, gdyż patrzenie na człowieka odnoszącego sukces może powodować dwa skrajne odczucia: zawiść i zazdrość lub empatyczne poczucie spełnienia.

Jest szkoła, która mówi, żeby każdą napotkaną osobę traktować jako rozszerzenie swojej sieci kontaktów. Kształcąc się w USA, usłyszałem: „Żyj ze wszystkimi przyjaźnie, utrzymuj kontakty i bądź lubiany przez ludzi, gdyż może się okazać, że twój kolega z ławki obok zostanie prezesem Microsoftu”. Oczywiście miało to znaczyć, że nawet jeśli niespecjalnie lubisz tego kolegę, nie przeszkadza to w zbudowaniu relacji, która pozwoli Ci stać się beneficjentem danej znajomości. Podsumowując moje dotychczasowe życie, nie mogę zgodzić się z tą tezą. Ludzie, którzy są bardzo „interesowni”, nie są tymi najbardziej potrzebnymi w drodze do Twojej sieci kontaktów. Tacy ludzie są wszędzie i czasem może się wydawać, że jest ich przytłaczająca większość.
Ale to ludzie bezinteresowni mogą zmienić Twoje życie. Mogą być mentorami, przyjaciółmi, wsparciem i niekoniecznie wsparciem finansowym. Jeśli masz bogatego wujka, który sprezentuje Ci jakąś sumę pieniędzy, niekoniecznie wyświadczy Ci przysługę. Jeśli beztrosko podejdziesz do łatwo pozyskanych pieniędzy, wydasz je na zbędną rzecz, która w dłuższej perspektywie nie będzie miała wpływu na Twoje życie. Ale jeśli ten sam wujek nie da Ci nic, przez wiele lat pozostanie Twoim mentorem, to będzie to znaczyło dużo więcej.

Widząc świat oczami osoby, która przeszła przez życie, zaoszczędzając dużą sumę pieniędzy, sam odkryjesz, że tak jak pieniądze są wszędzie, tak też wszędzie pieniądze można zarobić.
Pieniądze same w sobie nie mają prawie żadnej wartości. To ludzie dają im tę magiczną moc. Pamiętam, jak będąc młodym chłopcem, obejrzałem przypadkowo dość tragiczny film. Na oceanie zgubiła się kilkunastoosobowa grupa turystów płynących statkiem. Stracili kontakt ze światem, szybko skończyło się jedzenie i słodka woda. Nagle przy strasznie ograniczonej podaży wody i pokarmu właśnie to zyskało największą wartość. Nie były potrzebne kurtki, gdyż było gorąco; pitna woda stała się dobrem deficytowym. Po jakimś czasie ludzie zaczęli przekupywać siebie nawzajem. Człowiek z największą ilością pieniędzy w portfelu pragnął kupić za wszystkie pieniądze resztki wody, która pozostała na pokładzie. I mimo że wielu pasażerów uznało to za absurd, udało mu się odkupić część wody.
Czy dolary na tej łódce miały jakąkolwiek wartość? Oczywiście, że nie, ale każdy łudził się w przekonaniu, że odnajdzie ich łódź ratunkowa i wrócą do świata, w którym to właśnie pieniądze rządzą… a nie woda! Ta historia, która na końcu przerodziła się w makabryczno-kanibalistyczną opowieść, ilustruje nam fakt, że tylko my nadajemy wartość pieniądzom, a nie one same sobie.
Pragnę, żebyś nabrał dystansu do pieniądza i zaczął patrzeć na niego jedynie jako na środek-medium, który pozwala wymieniać Twoją pracę lub usługę na dobra materialne. Wyobraźmy sobie, jak było kiedyś. Jeśli świat kręcił się jedynie wokół zaspokojenia głodu i mało złożonej egzystencji, każdy mógł wymieniać się dobrami. Kilka litrów mleka za 1 kg mięsa. Róg jelenia za kurtkę z norek itp. Oczywiście rozwój ludzkości zmusił nas do zaniechania barteru na rzecz czegoś bardziej płynnego.
Pieniądze to iluzja. Postaraj się nabrać dystansu do terminu „pieniądz”. Dlaczego myśleć, że pieniądz jest nieprawdziwy i wymyślony? Dlatego że łatwiej będzie Ci zarobić, jeśli skupisz się na samym sednie zarabiania, a pieniądz nie jest tym sednem. Sednem zarabiania jest świadczenie usług lub sprzedawanie jakiegoś produktu, który dla kogoś przedstawia wartość.
Chciałbym nawiązać tutaj do piramidy Maslowa. Wszystko, co się tam zawiera, odzwierciedla potrzeby, które rządzą człowiekiem. Na samym dole piramidy są potrzeby fizjologiczne: spanie, jedzenie, sen. Dopiero po zaspokojeniu podstawowych potrzeb jesteśmy w stanie wspiąć się wyżej do kwestii bezpieczeństwa, moralności, czy wreszcie na sam szczyt piramidy, czyli życiowego spełnienia i samorealizacji. Bywają dni, w których najprostsze czynności mogą nam dać najwięcej przyjemności, ulgi czy radości. Piękno otaczającego świata, świeży podmuch wiatru, czy wręcz załatwianie czynności fizjologicznych.

Podobnie wygląda nasze życie, i to właśnie stabilność dóbr materialnych, będąca swoistym uzupełnieniem życia duchowego, może wprowadzić nas na wyżyny naszych możliwości, wykorzystując w pełni otrzymane przez nas talenty. Nie można pisać wierszy, mając pusty żołądek; nie można napisać powieści, martwiąc się, czy wróg nie spali Twojego domu. Życie musi układać się w jedną całość i tylko swoisty balans może prowadzić nas do osiągnięcia tych celów, o których większość ludzi boi się marzyć. 
Oczywiście tytuł posta jest prowokacyjnym odwróceniem popularnego przysłowia, ale wypełnieniem tematu będzie stwierdzenie: "Pieniądze dają szczęście, jeśli masz wszystko co najważniejsze, a czego nie można kupić..".

sobota, 25 maja 2013

Sensacja chomikuj

Dziś spędziłem kilka godzin w samochodzie, w którym cały czas leciała jedna z komercyjnych stacji radiowych – z Krakowa. Od dłuższego czasu słucham tylko kilku spokojnych stacji radiowych. Pozostały wolny czas spędzam na słuchaniu audiobooków oraz mp3.
Ale dzisiaj byłem zmuszony wysłuchać kilku godzin sensacyjnych relacji radiowych. Wypadek awionetki, wybuch gazu w domu jednorodzinnym, morderstwo żołnierza w biały dzień w Wielkiej Brytanii, oszustwa zegarkowe polityka, śmiertelny wypadek na drodze, napad na jubilera, napad z maczetą w Krakowie, w Bydgoszczy natomiast lekarka stwierdziła zgon pacjentki, która… żyła.
Szkoda, że reporterzy nie poinformowali szanownych słuchaczy, w którym momencie zorientowano się, że kobieta jednak żyje. Czy po zasypaniu trumny? No nieważne, cieszę się, że kobieta żyje.
Jednak będąc urodzonym optymistą, lubiącym chłonąć pozytywne wiadomości, z utęsknieniem czekałem na coś pozytywnego. Pierwszym takim newsem okazała się decyzja UEFA o przyznaniu finału Ligi Europy Warszawie, ale wkrótce dodano, że to dopiero… za 2 lata.
Przez kilka ostatnich miesięcy od wszystkich ludzi nie usłyszałem o tylu tragediach co dzisiaj, jednocześnie cieszyłem się, że jestem od tego uwolniony i mogę trzeźwo ocenić sytuację. Żeby trzeźwo ocenić, co dzieje się w mediach, trzeba wyrwać się z odurzenia sensacjami, którymi media karmią nas od kilkunastu lat.
Zauważyłem pewną zależność, że bardzo wielu ludzi związanych z telewizją – aktorów itp. – prywatnie nie ogląda telewizji. Widząc coś od wewnątrz, widzimy to, czego inni nie widzą. Jest to trochę jak szczera rozmowa z pracownikiem masarni: Ale czemu pan nie je parówek? Odpowiedź brzmi: Bo widzę, z czego się je robi.
OK, ale przecież parówki są smaczne, tak jak i oglądanie telewizji jest wspaniałą rozrywką. Oglądając dobry program rozrywkowy, możemy mieć wrażenie, że był on tak doskonały, że aż nie można go nie obejrzeć. Tylko takich programów jest całe mnóstwo, a wedle tej teorii w ogóle nie powinniśmy wyłączać TV.

Rok temu po przeanalizowaniu wszystkich „za” i „przeciw” zdecydowałem, że moje życie będzie dużo głębsze i wspanialsze, jeśli oderwę się od sensacji radiowo-telewizyjnych.
Moja percepcja świata kreowana jest głównie tym, co widzę wokół siebie w staromodnym tzw. realu, czyli po prostu w rzeczywistości, a nie w fantazji!
A co widzę? Widzę dużo więcej pozytywnych rzeczy, uczynków, gestów dobrej woli, bezinteresownej pomocy i wreszcie człowieczeństwa. Gorąco zachęcam do swoistego odwyku telewizyjnego. Wynieś telewizor na strych i zacznij robić to, co naprawdę lubisz. Zacznij rozmawiać ze swoją żoną, mężem, dziećmi. Pójdź na spacer, nie patrząc na czas, bo dopiero ciemność powie ci, kiedy wracać do domu.

Jeszcze nie tak dawno, zaledwie nieco ponad 10 lat temu, wychodziłeś z domu i nikt nie wiedział, gdzie jesteś. Byłeś wolny od smyczy w postaci komórki, mogłeś skupić się na życiu chwilą, a niezapowiedziane wizyty były najzdrowszą formą kontaktów międzyludzkich. Teraz mamy planer, kalendarz i jak doktor w gabinecie umawiamy daty spotkań ze znajomymi.
Wyłącz TV, a nagle znajdziesz 20-30 godzin w tygodniu, które naprawdę uczynią cię szczęśliwym!

środa, 22 maja 2013

Zło dobrem zwyciężaj JPII


Dzisiejszy dzień mógłbym zaliczyć do nieudanych, gdyby skończył się zbyt wcześnie.
Rano przywitał mnie stres związany z pracą, a kolejne rozmowy telefoniczne zwiększały napięcie i podenerwowanie. Pomyślałem sobie po raz kolejny, że sytuacja materialna ludzi wpływa na ich zachowanie. To znaczy, że ludzie zachowują się bardziej ludzko w czasach dobrobytu, a bardziej zwierzęco w czasach kryzysu. Zauważyłem, że ludzie, którzy cechowali się szczodrością, nagle zmieniają taktykę i wracają do bezlitosnej walki o byt. Im bardziej się pali grunt pod nogami, tym do większej ilości dziwnych zachowań jesteśmy gotowi. Nie sztuką jest podarować czy odpuścić coś ludziom, kiedy się ma, ale wtedy, kiedy się nie ma i oddaje innym, zabierając sobie.

Wreszcie wieczorem pojechałem do szpitala odwiedzić mojego chorego brata. Od kilku miesięcy ma sparaliżowane nogi, a obecnie leczy się chemioterapią. Staram się często tam bywać i rozmawiam z nim raczej z duchem optymizmu, bo naprawdę wierzę, że będzie tylko lepiej. Dzisiaj jednak po całym dniu rozczarowań zdecydowałem się pożalić bratu i jego żonie Ewie, mówiąc o niesprawiedliwościach tego świata, i podzielić się moim dzisiejszym zwątpieniem. Ona natomiast z wielkim uśmiechem na twarzy powiedziała mi, że ostatnim czasem doświadcza wielu bezinteresownych rodzajów wsparcia duchowego od wielu ludzi. A w szczególności od ludzi, których nie zna lub prawie nie zna. Z rozpromienioną twarzą powiedziała mi, że mając takie wsparcie i słysząc zapewnienia o czyjejś modlitwie, aż chce się jej skakać do góry, jakby nagle została uniesiona na skrzydłach. Nie ukrywam, że na tym etapie dnia byłem głęboko zdziwiony tymże wyznaniem, tym bardziej że ostatnich kilka dni było dla nich zdecydowanie najcięższe od początku choroby. Ale dotarło do mnie, jak ważne jest bezinteresowne wsparcie innych ludzi. Jak ważna jest modlitwa, która naprawdę może czynić cuda.

Ucieszyła mnie ta wizja, bo jest to coś, w co bardzo wierzę. Wierzę, że każdy człowiek jest chociaż trochę dobry, choć nie każdego dnia to widzę. Ewa powiedziała mi, że kiedyś usłyszała te słowa: „Dobro mówi spokojnym głosem, zło natomiast po prostu krzyczy!”. Dlatego tam, gdzie dzieje się zło, nie widać dobra, tam natomiast, gdzie dzieje się dobro, dość często słychać zło kryjące się w oddali.

Jakież to proste. Przecież właśnie dlatego zło jest wszechobecne, a programy informacyjne prześcigają się w podawaniu nam jak najgorszych, tragicznych i smutnych newsów. Zło krzyczy, przez co szybciej się przenosi, dobro natomiast spokojnie, lecz wytrwale dąży do celu.
Szczerze dziękuję Bogu, że mam tak wspaniałą rodzinę, która może mnie wesprzeć wtedy, kiedy ja tracę siły.

niedziela, 19 maja 2013

Życie we wszechświecie- dwa światy

Gdy zastanawiam się nad swoim istnieniem, mogę je podzielić na dwa światy. Pierwszy jest światem człowieka jako części wielkiego kosmosu, drugi natomiast jest światem człowieka żyjącego na Ziemi – płaskiej Ziemi. Czasem wchodzę w cykl wielu tygodni życia w płaskim ziemskim świecie. Wstaję rano, myję zęby, jem śniadanie, idę do pracy zarabiać pieniądze, rozmawiam z ludźmi, jem obiad i idę spać. Żyję tak, jakby nasz ziemski świat był odizolowany od reszty wszechświata. Jakby ludzie żyli niczym małe mrówki w kopcu, zapominając, że są częścią nieskończonego wszechświata – nie tylko małego kopca.

Nie ukrywam, że zazwyczaj całkiem nieźle się czuję w tym ziemskim kopcu. Wszystko mi jest znane, odkryte, media trąbią o rozwoju cywilizacji i osiągnięciach naukowych. Oglądam sport, zachwycam się w kółko meczami tych samych drużyn. Przyjaciele i rodzina bez przerwy opowiadają te same historie, dowcipy i snują te same opowieści, a media trąbią ciągle o tych samych sprawach i po raz setny pokazują te same programy rozrywkowe. Ludzie dorośli, zamknięci w swoim kopcu, zamykają się w świecie realizowania swoich potrzeb materialnych, szukając ukojenia w rozrywce.
Ale jest taki moment, że jadąc ciemną nieznaną drogą w środku nocy, decyduję się zatrzymać, , zgasić światła, wyjść z samochodu, wziąć trzy głębokie oddechy i spojrzeć w górę. I nagle okazuje się, że nie jestem zamknięty w mrówczym kopcu, że stoję malutki i spada na mnie ogrom lśniących gwiazd. Gwiazd, których tak naprawdę może już nie być, a tylko ich światło dociera do moich źrenic, co jeszcze przyśpiesza rytm mojego serca w swoistym hołdzie nieskończoności. Wtedy uświadamiam sobie, że nie żyję w jakimś nudnym małym światku, ale w wielkim, pięknym i nieznanym kosmosie! Cóż za perspektywa. Miliardy lat świetlnych, miliony galaktyk i ta jedna Droga Mleczna, ten jedyny Układ Słoneczny i wreszcie malutka Ziemia, a na jej powierzchni stoi ludek, mniejszy od ziarnka piasku, z wielkimi wytrzeszczonymi oczami podziwiający – Wszechświat!
Ale niestety mieszkam w mieście, a w mieście nie ma gwiazd. Są tylko wieżowce, tramwaje, korki, bloki, kamery na każdej ulicy i ludzie otumanieni brakiem czasu.

Po powrocie do miasta staram się przez dłuższą chwilę czuć prawdziwą częścią nieskończoności. Uśmiecham się wszem wobec, ale nikt mnie nie widzi. Jakbym stał się niewidzialnym duchem chodzącym pomiędzy zapracowaną ludzkością. Nagle nie potrafię się odnaleźć. W jaki sposób wolny człowiek może być tak zniewolony błahostkami, relacjami, kwestiami społecznymi, a wreszcie okrutną walką o lepszy byt? Zaczynam patrzeć i nie wierzę, zaczynam krzyczeć, ale nikt mnie nie słyszy. Ludzie przechodzą, czasem tylko rzucą na mnie złowrogie spojrzenie.
Nagle zauważam ludzi, którzy na mnie patrzą. Grupka małych, kilkuletnich dzieci… Nie widzą zgiełku świata, nie pędzą za niczym ważnym, jedynie za liściem podskakującym na wietrze, a co chwila podskakując do góry, posyłają mi szczere uśmiechy, które mówią mi – hej, jesteśmy z tobą, widzimy ciebie, a ty widzisz nas.

Pierwszy świat, w którym się rodzimy, a dla którego warto żyć i który jest najszczęśliwszy, to świat dziecka. Czysty podmuch świeżości, jak światłość gwiazdy płynąca przez przestworza. Miłość nie do Ziemi, ale do uniwersum, zauroczenie jego pięknem, jak pięknem miłości dziecka w czystej intencji i prostocie.

środa, 15 maja 2013

Relacje międzyludzkie


Jakiś czas temu pisałem post dotyczący ludzi, którzy odnoszą sukces poprzez bycie swego rodzaju „inżynierami relacji międzyludzkich”. Jest to bardzo złożony koncept i im dłużej żyję, tym bardziej mnie on zadziwia.
Napisałem, że sukces odnoszą ludzie, którzy potrafią wzbudzić entuzjazm wśród innych. Są to osoby na tyle charyzmatyczne i przebojowe, że mogą inspirować ludzi do działania, ale zarazem odnoszące się z dystansem do siebie, świata, napełnieni wewnętrzną harmonią i skromnością.
Doskonale wiemy, że ludziom z jednej strony imponuje przebojowość, ale jednocześnie mają niechęć do ludzi, którzy obnoszą się ze swoją świetnością.

Aby ludzie mogli zaufać i podziwiać, najpierw muszą szanować daną osobę. Ale w życiu codziennym dochodzi do paradoksu, że jest jedna cecha osobowości, o której nikt nie mówi, ale wszyscy jej szczerze nienawidzą, a jest nią po prostu pycha.
To właśnie pycha jest kluczem do tej zagadki, bo choć lubimy podziwiać ludzi odnoszących sukces w jakiejś dziedzinie, to tak naprawdę nie lubimy osób, które obnoszą się z tym sukcesem. Po prostu czujemy do nich odrazę. Przecież jak często odnosimy się ze zrozumieniem do ludzi, którzy robiąc źle, uderzają się w piersi i wstydzą się swoich słabości. Ale kiedy słabość albo moc obracamy przeciw innym, np. aby poniżyć innych, a wywyższyć siebie, trudno nam będzie odnieść sukces na dłuższą metę, gdyż inni będą się od nas odwracać.

Czy nie należy się chwalić swoimi osiągnięciami i po prostu siedzieć cicho, żeby nikogo nie urazić? – zdecydowanie nie. Bycie lepszym od innych zawsze będzie powodować mieszane uczucia, zazdrość, tak jak bycie gorszym od innych wywołuje współczucie i litowanie się.
Każdy z nas jest człowiekiem, ma zalety i wady. Ludzie nie chcą czuć się gorsi od innych. Bycie najlepszym w relacjach międzyludzkich to komunikowanie się w ten sposób, aby inspirować ludzi do działania na przykładzie swoich czynów, oraz empatyczne podejście w stosunku do innych. Każdemu naturalniej przychodzi podziwianie osób skromnych i pokornych, to nie znaczy, że nie mogą być najlepsi w tym, co robią.

poniedziałek, 13 maja 2013

Czym jest wolność?

„Wolność polega na kontrolowaniu i władaniu instynktami, nie zaś na ich zaspokajaniu. Natura we mnie, jeśli jej nie otamuję, powiększy moją zależność i moją niewolę. Zaspokajając na przykład instynkt posiadania, rozgałęziam się w sieci uwarunkowań i wchodzę w system uzależnień. Natomiast zmniejszając swoje potrzeby, wymykam się z mechanizmu i dużo trudniej mniej złowić. To znaczy, że posiadam więcej, mając mniej, gdyż zachowuję swoją autentyczną osobową własność” – Kazimierz Brandys, Nierzeczywistość.

Po wczorajszej rozmowie z pewnym bardzo majętnym człowiekiem starałem się znaleźć słowa, które w kilku zdaniach ukazywałyby sedno wolności i szczęścia, w tym celu nieco przypadkiem odnalazłem słowa cytowane wyżej.
Człowiek ten – koło sześćdziesiątki – żalił się nam, że przez ostatnie 30 lat jego życie poświęcone było tylko zarabianiu pieniędzy i powiększaniu firmy. Jak mówił, rozwój jego firmy był celem samym w sobie. Kiedyś miał 6 pracowników, teraz ma 106, i tak jak pracownik może czuć się zniewolony przez pracodawcę, tak i on czuje się zniewolony przez pracowników. Ponosi odpowiedzialność za firmę, za decyzje swoich podwładnych, za kredyty, ale dopiero teraz zauważył, że im człowiek starszy, tym lepiej widzi, że prawdziwie wolny nie jest teraz, mając miliony, ale wtedy, kiedy nie miał nic, był studentem, wziął plecak i pierwszym pociągiem pojechał tam, gdzie tylko chciał.
Każdy, kto w zupełności odda się zaspokajaniu swoich potrzeb, jako drodze ku wolności, doświadczy zawodu, gdyż praktycznie wszystko, co jest dla nas dobre, może prowadzić do złego, jeśli stanie się naszym uzależnieniem. Dużo pieniędzy, doskonały posiłek, świetne wino, wielki telewizor, dostęp do internetu. To wszystko wydaje się niezbędne i może uświetniać nasze życie, ale jeśli oddamy się temu bezgranicznie, zostaniemy kolejno: smutnymi milionerami, otyłymi, alkoholikami, telemaniakami czy uzależnionymi od internetu, zniewolonymi ludźmi oddalającymi się od świata realnego, a zamykającymi się w wirtualnym.
Musimy jednak pamiętać, że wiele rzeczy, o które zabiegamy, jest naprawdę niezbędne. Jak pisał o. Jacek Salij w Dekalogu, nie jesteśmy w stanie przeżyć nawet jednego dnia bez różnorakich dóbr materialnych, bo z ich pomocą zaspokajamy nasze potrzeby biologiczne. Ale pułapką stają się one wtedy, kiedy są celem samym w sobie, bo są one tylko drogą do naszego „być”.

Żadna rzecz ani żaden grzech nie jest warty tego, żeby być przez niego zniewolonym.

Jesteśmy stworzeni do rozwoju, wręcz grzechem jest nieróbstwo, lenistwo i otępienie. Jeśli jednak pomnażanie dóbr materialnych ma służyć nie tylko nam i naszej rodzinie, ale również społeczeństwu, praca nasza nabiera zupełnie innego, fascynującego wymiaru. Robimy to nie tylko dla siebie, ale również dla innych. Jak my na co dzień korzystamy z pracy innych, tak i nasza praca powinna być moralna i być swoistą cząstką siebie, którą oddajemy światu.
Nie sztuka jest być filantropem. Oddawanie tego, czego nie możemy i tak skonsumować, jest tylko naturalnym aktem dobrej woli. Ale czymś, co leży ponad wszystkim, jest taka sytuacja, gdy – by wspomóc innych – oddajemy siebie.
Oddajemy siebie i oddajemy, co mamy, a wtedy nasze serce wypełnia się pokojem, spełnieniem i przede wszystkim wolnością!

czwartek, 9 maja 2013

Młodzież jest w porządku


„Młodzież odzwierciedla świat taki, jaki on jest. Jeśli mówimy, że młodzież jest zła, to należy dodać – świat, w którym żyjemy, jest taki, jaki prezentuje współczesna 
młodzież” – ks. dr Krzysztof Pawlina

Matury to okres koncentracji na młodym pokoleniu. Poświęciłem dzisiaj trochę czasu na przejrzenie opinii młodych ludzi na portalach i byłem miło zaskoczony. Nie mówię o obraźliwych komentarzach nastolatków na Onet.pl, chcących zwrócić na siebie uwagę, ale na portalach, na których młodzi naprawdę piszą to, co czują.
Wygląda na to, że dzisiejsza młodzież, tak jak dzisiejszy świat, jest bardzo rozdarta pomiędzy konsumpcjonizmem a minimalizmem. Z jednej strony mass media promują konsumpcjonizm i kredyty gotówkowe, ale w tak bezczelny i niesubtelny sposób, że powoduje to efekt odwrotny do zamierzonego. Każdy ma świadomość, że media kłamią, a tzw. mainstream jest szybko odrzucany przez młodych.
Mnie nie martwi fakt, że dzisiejsza młodzież utonie w świecie marketingu i konsumpcji, dlatego że można powiedzieć, iż dzieci rodzą się zatopieni w konsumpcjonizmie i sami na własnej skórze bardzo szybko mogą odczuć negatywne aspekty oddania się rozpuście. Dzieci zawsze odrzucały to, co proponuje im starsze 
pokolenie, choćby dla samego buntu i negacji.

Pamiętajmy, że to, co jest piękne w młodości, to ocenianie świata pod względem teraźniejszości, co jest powodowane małym doświadczeniem życiowym. Co się stało z wieloma ludźmi, którzy jeszcze kilka lat temu byli nieszczęśliwymi konsumpcjonistami? Wymyślili trend, który jest stary jak chrześcijaństwo, gdyż minimalizm jest jakąś pochodną średniowiecznej ascezy.
Nie ukrywam, że nie jestem minimalistą. Jestem nudnym, dorosłym, przyzwyczajonym do wygód człowiekiem. Ale z drugiej strony na każdym etapie materialnym można być swojego rodzaju minimalistą, gdyż można określić moment, w którym po prostu już nie potrzebujemy więcej.
Przytaczając wypowiedź ks. Pawliny, stwierdzić można, że są dwa nurty odniesienia do młodzieży. Z jednej strony upatrywanie wielkiej szansy w młodych, mówiąc, że to właśnie oni są naszą przyszłością, a z drugiej strony deprecjonowanie młodzieży, mówiąc, że to młodzież jest źródłem zepsucia i demoralizacji.
Ale jeśli młodzi z natury krytykują to, co powszechne (rozpasana konsumpcja), to wygląda na to, że popularność nurtu minimalistów, który właśnie się rodzi, może utworzyć swego rodzaju społeczną schizmę, podział na minimalistów materialnych oraz minimalistów duchowych. A swoistym zdrowym balansem z tych dwóch nurtów będzie nurt racjonalistów materialno-duchowych, do których chciałbym 
należeć.

Świat nie jest zły, bo młodzież, którą mamy, jest po prostu w porządku!

poniedziałek, 6 maja 2013

XI - Nie narzekaj!

Chciałbym zakomunikować swój zdecydowany sprzeciw wobec powszechnego stereotypu, że Polska to narzekający naród. Tak jak w każdym kraju, są ludzie, którzy narzekają, ale są też ludzie, którzy zajęci pracą i obowiązkami nie mają czasu narzekać. Narzekanie wśród Polaków nie bierze się wcale z beznadziei życia w naszym kraju, gdyż skądinąd uważam, że biorąc pod uwagę cały świat, Polska jest wyjątkowo przyjaznym miejscem do życia. Przede wszystkim prawie wszędzie w Polsce spotkamy bezinteresownych ludzi, którzy pomogą nam w potrzebie, nakarmią i wskażą drogę; nie wszędzie jest to normą. Nie ma co ukrywać, po prostu jesteśmy gościnni. Ileż razy wchodząc do polskiego domu na herbatkę, zostajemy przywitani suto zastawionym stołem?

Polska ma wyjątkowo przyjemny i przyjazny klimat. Oprócz powodzi, które dotykają bardzo małej części kraju, żyjemy praktycznie bez huraganów, tornad, wybuchów wulkanów, trzęsień ziemi, chorób tropikalnych, fal tsunami. Istny raj na ziemi! Ze zwierząt, które mogą zrobić nam krzywdę, występuje tylko żmija zygzakowata, która z tego, co pamiętam, jest na wymarciu. Zamiast tego mamy dużo bocianów, dzików, jeleni, danieli, zajęcy, bażantów i przede wszystkim żubrów.
W bardzo bliskiej odległości – kilku godzin samochodem – mamy dostęp do wszystkiego: do nizin, gór, pagórków, pojezierzy i wreszcie morza. Jakże tu pięknie, bezpiecznie i wszystko pod ręką!
Nie piszę tego, żeby rozpalić serca ludzi żyjących w biednym postkomunistycznym kraju, ale dlatego, że Polska jest naprawdę świetnym krajem pod każdym względem.
Ja bardzo dużo służbowo latam po Europie i z miłą chęcią przytoczę narzekania, które często zaobserwowałem:
• Szwedzi narzekają na pogodę oraz na napływ tzw. nowych Szwedów, czyli głównie emigrantów z Bałkanów i krajów muzułmańskich.
• Duńczycy – na zbyt wysokie podatki i złą pogodę.
• Niemcy twierdzą, że wszystko chyli się ku upadkowi i czasem jest aż dziwne, że tak dobrze funkcjonujący kraj może być tak źle oceniany przez jego mieszkańców.
• Francuzi zawsze zwalają winę na innych, a w szczególności na nieudolne państwo, które powinno na co dzień rozwiązywać wszystkie ich bolączki.
• Włosi narzekają na to, że cały kraj jest własnością mafii; włoska mafia narzeka, że już nie jest tak dobrze, jak było kiedyś.
• Brytyjczycy narzekają na wszystko.
• Polacy natomiast narzekają jak wszyscy, ale przy tym potrafią się śmiać absolutnie ze wszystkiego, a w szczególności ze swojego narzekania.

Mimo tych wszystkich podobieństw między narzekaniami w różnych krajach jest tutaj zasadnicza różnica. W wielu wymienionych krajach ludzie narzekają, gdyż naprawdę czują, że mają prawo narzekać. W Polsce wiele osób narzeka mimo tego, że czuje się świetnie i dobrze im się powodzi.
Ze względu na swoistą truciznę komunizmu mamy zakorzenioną skłonność do ostentacyjno-ostrożnego wyrażania się na temat własnego dobrobytu i sukcesu w obawie przed zawiścią.
Jednocześnie nasz kraj się zmienia i młode, nowoczesne pokolenie wypiera ludzi skażonych przez komunizm. Zacznijmy od siebie, a już za kilkadziesiąt lat Polacy, dumni jak kiedyś, będą cieszyli się prawdziwym i szczerym dobrobytem. Szczerze na to liczę i od razu aż chce mi się pracować!

Dodajmy „Nie narzekaj!" jako jedenaste przykazanie, dlatego że narzekanie jest niepotrzebnym zwracaniem uwagi na złe rzeczy dziejące się w naszym życiu. Lepiej skoncentrować się na rzeczach dobrych!