Uruchomiając dziś komputer, chciałem napisać o niskiej samoocenie. Wydaje się, że w Polsce jest to bardzo poważny problem dzieci i młodzieży. Zacząłem się zastanawiać, przejrzałem kilka artykułów o samoocenie, a także kilka amerykańskich stron… i nagle olśnienie.
Trafiłem na kilkadziesiąt komentarzy młodych ludzi, którzy mają problem z bardzo niskim mniemaniem o sobie. Każda wypowiedź miała kilka zdań i, co mnie zaskoczyło, praktycznie każda nawiązywała do rodziców i dysfunkcyjnej rodziny!
Wszyscy pisali dokładnie to samo, że ich niska samoocena jest spowodowana brakiem akceptacji, odsunięciem lub wręcz agresją rodziców (ewentualnie rówieśników) i nasila się, dążąc do depresji, poczucia beznadziejności i bycia aspołecznym. Nie było ani jednego komentarza w stylu: „Mam kochających rodziców, ciepło domowego ogniska, moi rodzice mnie wspierają we wszystkim, co robię… a ja mam mimo to bardzo niską samoocenę”.
Zaraz, zaraz, ale który rodzic nie chce dobrze dla swojego dziecka? Każdy (prawie każdy) przecież chce, żeby wyrosło na dojrzałą, spełnioną i szczęśliwą osobę, ale tutaj dochodzimy do paradoksu i hipokryzji.
Co innego można mówić, a co innego robić. W istocie sam mam rodzinę i mogę szczerze stwierdzić, że bycie rodzicem – małżonkiem to wieczna służba. Życie rodziców zostaje całkowicie podporządkowane dzieciom – praca, wakacje, wydatki, mieszkanie itp. Stosunkowo łatwo jest zdobyć się na wyrzeczenia finansowe względem dzieci, bo przychodzi to naturalnie. Ale wyrzeczenie się swoich słabości dla dobra dzieci lub walka z własnymi pokusami (zdrada…) dla dobra dzieci to już zupełnie inna historia.
Mąż może nie kupić sobie nowych jeansów, aby kupić plecak dziecku, ale czy odmówi kumplowi, który wieczorem zaprasza go na wódkę? Czy matka będzie w stanie powstrzymać frustrację spowodowaną pracą zawodową, pracą w domu i nie zacznie wręcz wyżywać się na dziecku? Jest to tak nagminne, że praktycznie każdy wie, o czym piszę. Łatwo jest oddać pieniądze, ale trudno jest oddać siebie.
Nawiązując do komentarzy tych młodych osób o bardzo niskiej samoocenie, dochodzimy do sedna problemu, a jest nim bagatelizowanie roli zdrowej rodziny w życiu dziecka i w ogóle w życiu społecznym.
Dzieci opisywały sytuacje, gdy samolubni rodzice rozwodzą się tylko po to, żeby realizować swoje cele, a później prześcigają się w wydawaniu pieniędzy na dzieci, aby zapewnić im bytowanie. Ale o czym my mówimy? Zapewnienie bytowania? Czy dzieci są szczeniakami, którym podsypiemy karmy, nalejemy wody, zostawimy na cały dzień, a później wieczorem o 22 poklepiemy po głowie na dobranoc?
Otóż nie! Tylko dzieci, które mają mocny fundament w postaci obojga rodziców, mogą w pełni rozwinąć skrzydła. Tzn. być pewne siebie nie tylko na pokaz, na zewnątrz, ale przede wszystkim w środku, a równocześnie ocena tegoż środka jest bardzo trudna.
Drodzy rodzice, nie bójmy się oddać siebie dla rodziny, pamiętając, że w każdej zdrowej rodzinie z jednej strony powinniśmy oddać siebie, kochając, wspierając i wychowując swoich potomków. Jednocześnie z drugiej strony powinna być zachowana hierarchia, że najważniejsza dla męża jest żona, a dla żony – mąż. Jeśli tak nie będzie, to jest to tylko kwestia czasu, kiedy w pewnym momencie raz na zawsze przykleicie swoim potomkom metkę: „Dzieci z rozbitych rodzin z niską samooceną”.
Przykre, ale prawdziwe, lecz po co komu taka rodzina?
Zgadzam sie. W dzisiejszym świecie wszyscy zapominają jak ważna jest zdrowa rodzina.
OdpowiedzUsuńMedia pokazują na reklamach ze niby wszyscy happy jedzą przy stole ale jednocześnie promują straszny egoizm który rozwala rodziny !!
Bardzo fajny konkretny tekst. Dzięki
OdpowiedzUsuńDobrze ze porusza Pan temat rodziny. Przeciez rodzina to podstawa.!!
OdpowiedzUsuńOsobiscie pochodze z rozbitej rodziny i nie moge powiedziec, ze mam niską samoocene. Wrecz przeciwinie, odkad jestem nastolatką musialam sama sobie radzic wiec jestem jeszcze bardziej odporna. Ale moze jestem wyjatkiem, dla wiekszosci rowniez dla mnie ... Rowod rodzicow to straszny ból, który siedzi we mnie do dzisiaj :-((.
OdpowiedzUsuńJest to chyba najlepszy tekst do tej pory z Pańskiego bloga. Jest bardzo mocny. Szczególnie spodobał mi się fragment: "Stosunkowo łatwo jest zdobyć się na wyrzeczenia finansowe względem dzieci, bo przychodzi to naturalnie. Ale wyrzeczenie się swoich słabości dla dobra dzieci lub walka z własnymi pokusami (zdrada.) dla dobra dzieci to już zupełnie inna historia". Oczywiście zgadzałem się z tym wcześniej i tak samo to widziałem, ale myślę, że Pan bardzo trafnie to ubrał w słowa - wyrzekanie się swoich słabości dla drugiego człowieka. Świetne! :)
OdpowiedzUsuńBardzo mądry tekst!!!
OdpowiedzUsuń