poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Czemu jestem biedny?


Aby odpowiedzieć na pytanie, czemu ktoś jest biedny, trzeba zacząć od pytania:
kto i dlaczego jest bogaty? Nie będę wnikał w kwestie społeczne, dziedziczenie
i tym podobne, ale w samo sedno bogactwa. W całym tekście będziemy mówili

jedynie o bogactwie materialnym.

Większość z nas zaczyna dorosłe życie, nie mając nic, nie mając żadnych
aktywów i pasywów, ewentualnie jakieś zobowiązania do spłaty… Pamiętajmy
na tym etapie, czym różnią się aktywa od pasywów, bo choć jest to dość proste,
prawie nikt o tym nie mówi.

W bardzo dużym uproszczeniu: aktywa to wszystko to, co przynosi nam kasę
do kieszeni (również same pieniądze, np. inwestowane na giełdzie), pasywa
natomiast to majątek lub dobra, na które wydajemy pieniądze. Dla przykładu:
w większości przypadków nasz dom jest pasywem, ale jeśli zostawimy sobie
tylko jeden pokój, a resztę wynajmiemy innym ludziom – to nasz dom staje się
aktywem przynoszącym nam zyski. Ogólnie rzecz biorąc, ludzie inwestujący w
aktywa rozmnażają swoje środki, a inwestujący w pasywa stale zwiększają ilość
zobowiązań, przez co stają się biedniejsi.

A jeżeli chodzi o bogactwo, to jego podstawą jest kapitał. Kapitał natomiast
tworzy się z nadwyżek środków, czyli wszystko ponad tym, co wydamy,
tworzy nasz kapitał. Jeśli wydajemy wszystko, co zarabiamy, albo – co gorsza –
wydajemy więcej, niż zarabiamy, nigdy nie będziemy bogaci.

Ale w jaki sposób odłożyć, jeśli nie starcza nam na podstawowe wydatki?
Musimy pracować dłużej i więcej, bo nie jest to możliwe, dopóki nie zaczniemy
zarabiać więcej, niż wydajemy, lub ewentualnie obniżymy nasze wydatki na tyle
drastycznie, że część środków zostanie jako nadwyżka.

Jeśli już natomiast wejdziemy na ten wyższy poziom i zaczniemy inwestować
nadwyżki, dostrzeżemy coś niesamowitego. Dostrzeżemy, że zarabianie
pieniędzy jest trudne tylko na najniższym szczeblu, gdyż nie korzystamy z
tego, co jest najwspanialsze i jednocześnie najbardziej niesprawiedliwe w
pieniądzach. Pieniądze same się rozmnażają, jak przez pączkowanie, a im jest
ich więcej, tym robią to szybciej.

I tutaj dochodzimy do absurdu. W swoim założeniu pieniądze powinny
pochodzić z pracy, a im cięższa praca, tym więcej pieniędzy. Ale jest moment,
w którym pieniądze zaczynają się rozmnażać same. Wystarczy je zarobić,
dobrze zainwestować w aktywa (nie pasywa), nie zwiększać swoich wydatków,
a okaże się, że pieniądze będą utrzymywały nas przez całe życie. Ale de facto
nie będą to pieniądze, tylko całe rzesze ludzi, którzy nigdy nie dojdą do tego
pułapu. Nie dojdą, gdyż zawsze ich potrzeby będą przewyższały ich zarobki.

Ale nie możemy przypisywać pieniądzom samych diabelskich atrybutów, tak
jak biedzie nie możemy przypisywać cech anielskich. Przecież każdą kwotę
pieniędzy można wydać, więc nawet jeśli ktoś zarabia dużo, to powinien
konsekwentnie zmusić się do oszczędzania. To znaczy musi skończyć z rozpustą
i imponowaniem innym, zaczynając skrupulatnie odkładać każdą złotówkę
zarobioną ciężką pracą.

W teorii ktoś mógłby rzec, że bieda rodzi się z rozpusty i rozrzutności,
bogactwo natomiast – z protestanckiego minimalizmu i ciężkiej pracy.

W praktyce rzecz wygląda zgoła inaczej. Bieda krzywdzi, ale uczy ludzi pokory
i minimalistycznego podejścia do życia, bo można cieszyć się tym, co się ma.
Właśnie nadmiar pieniędzy może prowadzić do rozpusty i rozrzutności, a w
rezultacie do zepsucia.

Co jest w takim razie lepsze? Odpowiedź prosta. Trzymać się teorii w praktyce!